Jest moją bardzo bliską przyjaciółką, choć znamy się od niedawna. Pierwszy raz jej twarz ujrzałam na początku października zeszłego roku, kiedy przyjechałam na studia do Krakowa. Ja, dziewczyna z małej mieściny spod Częstochowy, do wielkiego, turystycznego miasta. Swoją drogą – to nie do końca był mój pomysł! Tylko Jezusa, który bardzo konkretnie pokierował mnie w tamtym momencie. Nie zapomnę, jak pierwszy raz szłam z „Google Maps” w telefonie na moją uczelnię. Dzisiaj to wydaje się być śmieszne, tym bardziej, że z mojego akademika mam do niej kilka kroków, ale uwierzcie mi, byłam przerażona! Wtedy ujrzałam jej twarz – jej obraz wydrukowany na plakacie, na ogrodzeniu przy kościele świętego Mikołaja, gdzie znajduje się jej grób. Coś mnie przyciągnęło i postanowiłam w sercu, że koniecznie muszę zajrzeć tam wieczorem. Faktycznie, wkrótce tak się stało. Muszę jeszcze wyznać, że na początku bardzo, bardzo tęskniłam za domem. Marzyłam, aby zobaczyć choć jedną znaną mi osobę z mojej miejscowości. Kiedy weszłam do tego małego kościółka, urzekła mnie jego przytulność. Poczułam, jakbym już znała to miejsce, zupełnie jak w domu. Nawet wystrój kościoła wydawał mi się podobny! Niedługo później błogosławiona Hanna przyciągnęła mnie na nabożeństwo ku swojej czci, wypraszając mi i mojej rodzinie niezwykle wiele łask – nowych członków rodziny, pracę dla wujka, pomoc w zdaniu sesji… A nawet, ostatnio, spełniła moje, stare marzenie. Pewnego czwartku, mocno spóźniona „wpadłam” na Mszę Świętą. Nabożeństwo było o godzinie 18, ja o 18:15 skończyłam bardzo ważne zajęcia, ale staram się mimo to nie omijać spotkań z błogosławioną Hanną, z racji naszej przyjaźni. Zaraz po wejściu usłyszałam znajome głosy. I to nie jeden, ale trzy, byli to kapłani z mojej parafii, przybywający z misją przewiezienia relikwii błogosławionej Hanny do naszego szpitala! To ogromna łaska mieć taką WIELKĄ BŁOGOSŁAWIONĄ u siebie.
DZIECIŃSTWO
Na świat przyszła 7 października 1902 jako drugie dziecko Chrzanowskich. Jej rodzina była niezwykle szanowana, mieli piękny, bogaty dom. Ponadto byli znani z działalności charytatywnej na rzecz naj bardziej potrzebujących. Jej ciotka, Zofia Szlenkierówna założyła i sfinansowała nawet szpital!
tekst: Karolina Jankowska
Czytaj więcej we wrześniowym numerze miesięcznika „Ogień Jezusa”.